Wyjechaliśmy z Wawy o 16:00, co było kardynalnym błędem. Droga w kierunku Marek, czyli wylotówka na Białystok, to jedna z największych warszawskich gówien i nie ma znaczenia czy jedziemy Radzymińską, czy obwodnicą do S8. W dni powszednie po 15:00, w Markach zawsze jest klops. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ale po bułgarskich przygodach mojej żony nawet perspektywa stołecznych korków nie mogła nas zniechęcić.
Z Mokotowa do wspomnianych już Marek jechaliśmy "zaledwie" 1 godzinę. Potem remonty, remonty i remonty aż do Ostrowii Mazowieckiej. Potem kolejne remonty przy Zambrowie i jeszcze następne bo budowa odcinka ekspresówki. Jeszcze w 2013 i 2014 roku przejazd z Wawy do Białego zajmował mi 2:15 - 2:30. Nigdy więcej, no chyba że wypadki, a białostocka to jednak potrafi żniwa zbierać...
Do Białego wjechaliśmy po 20:00, czyli przejazd zajmuje jakieś 4:00-4:30 (i wszystko wskazuje na to, że do końca przyszłego roku nic się w tej materii nie zmieni). PORAŻKA (dobrze, że już nie muszę tam do klientów śmigać)!
Szybka buła w MD i dalej w drogę. Do Gródka dojechaliśmy już po zmroku, jakoś o 22:00, ale warto było, bo atmosfera festiwalu jest przegenialna!!!!!!!
A dlaczego jest przegenialne, o tym po krótce w kolejnym wpisie.