Dostałem dzisiaj w kość od drogi z Przeworska do Łańcuta. Piekło przy asfalcie i cholerne pagórki. Przy jedenastym pagórku zatrzymał się Grzesiek i zaproponował podwozke. Był tak uprzejmy, że podjechaliśmy pod pałac w Łańcucie, po czym dalej aż do Rzeszowa, skąd pochodził. Przelazlem następnie cały Rzeszów pieszo aż do wylotu na Tarnów i pognałem jeszcze kilka dodatkowych kilometrów poboczem dwupasmowki. Słońce mnie dobilo i tak postanowiłem poszukać szczęścia w Trzcianie. I znalazłem :-) podsumowanie dnia: 23 km pieszo + 28 km autostop.