Dzisiaj pada od rana. Udało mi się przejść zaledwie 7 km i dopadł mnie deszcz pośrodku niczego. Z odsieczą przybył pań Henryk, który podrzucił mnie brakujące 14 km do Tarnogród, gdzie mogłem przeczekać deszcz pod daszkiem modrzewiowego kościółka Św. Rocha. Siedzę już tak godzinę i zaczynam wątpić w dotarcie do Sieniawy przed nocą. Ale zobaczymy. Stopy, niestety, zaczęły już wysiadać. Głównie pięty. Cykam po 2-3 km i muszę schładzać. Szczególnie te pięty nieszczęsne, które to od prawie tygodnia odmawiają posłuszeństwa.