Dzisiaj lajtowy odcinek bo zaledwie 23 kilometry, z czego 5 autostopem, dzięki uprzejmości fajnego pana. A ten wybrał się do Krakowa samochodem z Zamościa i jeśli dobrze zrozumiałem zrobił to po długiej przerwie -ostatni raz prowadził w 1981 roku!! Pań był lekko przejęty swoją wyprawą, zresztą wcale się nie dziwię :-) każdy zdobywa swoje Everesty. Ktoś wchodzi po pionowej skalę bez zabezpieczenia, ja zbliżam się do 300 km marszu, a nie wiedziałem czy do 100km dam radę, a dla Pana kierowcy ta jazda jest przełamywanie bariery. Everest ma różne oblicza, ale gdy go pokonujemy satysfakcję przynosi taką samą :-)
Dzisiaj nic w szkole, pośród różnych rupieci i klamotow :-)