No i jestem już na wylotowe że Szczebrzeszyn, na przystanku i czekam aż wyjaji się burza, która pomrukuje co i rusz od dwóch godzin. Dzisiaj zrobił się lajtowy odcinek, bo w nogach mam 10 km a drugie 10km cyknalem, dzięki uprzejmości jednego Pana Ryszarda, który nie tylko podrzucił mnie przed Szczebrzeszyn ale odwiózł po dworku i lasach rodziny Zamoyskich. Do zwierzyńca, jeśli wierzyć tabliczce na szlaku rowerowym, pozostaje zaledwie 8,5 km, czyli po ostatnich marszach to bułka z masłem :-)