Miałem już być w Zwierzyńcu, ale wczoraj na ostatnim odcinku nie wypalił zupełnie autostop. Trzeba było grzać ponad 35 kilometrów pieszo i tak trafiłem nad Zalew Nielisz do Nielisza. Jakiś pań za 5 zeta poprowadził mnie do agroturystyki i akurat wybiła 21:00, czyli fart, bo nie musiałem iść po ciemku. Tak długie zapieprzanie zaowocowało tym, że ani nie miałem czasu czasu na pogawędki po drodze, ani jakichś sensownych fotek nie udało się po pstryknąć. Nadrobie dzisiaj, bo stopy krzyczą, że chcą odpoczynku.
Kolejny raz nie udało się że spaniem w ogródkach. Co nie z aczy, że nie jest to niemożliwe. Kilka dni temu jedną pani poczęstowała mnie herbatą i nzdprogramowa kanapka i przyznała się po jakimś czasie, że nie jestem pierwszym nieznajomym, który u niej przycupnal. Był już rowerzysta w drodze z Zakopca nad morze i ten to nawet namiot rozbił pod stodołą (chociaż pani zaoferowała mu nocleg w domu).
Fajnie, że wciąż można znaleźć ludzi otwartych na nieznajomego :-)