Geoblog.pl    agrafkaisznurek    Podróże    azjatycka (etno)wyprawa    Nawruz, "narodnye gulanya" i wbita na weselicho w basenie Morza Tadżyckiego
Zwiń mapę
2016
21
mar

Nawruz, "narodnye gulanya" i wbita na weselicho w basenie Morza Tadżyckiego

 
Tadżykistan
Tadżykistan, Khujand
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 62092 km
 
Nawruz. W tym roku świętujemy z Tadżykami w Chodżencie, ale łączymy się w serdecznościach również z innymi narodami, które dzisiaj witają Nowy Rok. A tych jest całkiem sporo. Wystarczy spojrzeć na mapę Eurazji i przesunąć otwartą dłonią od Turcji po Indie :)

Z nieba spadła nam jedna z koleżanek (były pracownik Muzeum Historii w Chodżencie), która spędziła ten dzień razem z nami. Dzięki niej upodobniliśmy się również nieco do pozostałych świętujących na ulicach, bo przebrała nas w tradycyjne stroje. Szczególnie Dorota wypadła dobrze na tym polu. Ja, w swojej tubietejce na głowie, raczej wywoływałem serdeczny śmiech.

Maskowanie i stroje wcale nam jednak nie pomogły. Na jednym ze skwerów tuż przy Muzeum Historii i DramTeatrze rozstawiono altany z rękodziełem, tradycyjnym jedzeniem i prowizoryczne czajchany. Wokół całego przybytku kręcił się niesamowity tłum, ale i tak opiekunowie kramików i altan wyłapywali nas bez trudu zapraszając do degustacji. Przemaszerowaliśmy w ten sposób po wszystkich punktach, zapychając się i podziwiając efekt pracy twórczej kobiet i dziewcząt ze szkół średnich i gimnazjów oraz słuchając pieśni w wykonaniu mężczyzn.

Najedzeni, wyskoczyliśmy na ulicę Somoni, która to na okoliczność święta i „narodnych gulyanyi” zamieniła się w deptak. Miasto i drogi dojazdowe są odświętnie uporządkowane a trawniki "pomalowane na zielono". Już na kilka dni przed rozpoczęcie Nawruzu pasy zieleni masowo "ukraszano"bratkami i tulipanami (ale podobno w 2015 było dużo gorzej, bo na otwarcie części Muzeum Historii i przylegającego doń parku przybył sam prezydent tadżyckiej republiki). Dzikie tłumy przemieszczają się w czasie Nawruzu między poszczególnymi miejscami z eventami. Marszrutki pękają w szwach. Nasza gazela nie była lepsza. Marszrutką 76 dojechaliśmy z przygodami (pękła nam opona) do Arbob, czyli miejsca gdzie znajduje się tzw. drugi Peterhof (też robi wrażenie wielkością i przepychem, mimo że powstał w latach 50tych XX wieku). Szczęśliwie zaliczyliśmy nieczynne owego dnia muzeum a dzięki możliwości do jego środka, wpadliśmy też na parę młodą, która akurat miała tam swoją sesję ślubną.

Gdy wyszło na jaw, że jesteśmy z Warszawy, chłopak pochwalił się filmikiem z przejazdu Trasą Toruńską. Okazało się, że razem z panem młodym zajmują się przewożeniem samochodów z Niemiec do Tadżykistanu (w okolicach Chodżentu 10-25 letnie mercedesy to dominująca marka. To trochę jak ręczne niszczenie olbrzymich międzynarodowych kontenerowców w porcie w bengalskim Chittagongu. U bogatych jest czyściutko a u biednego można śmiecić. W tym przypadku Niemcy mają czysto na podwórku a rupiecie i „staruszki” jadą do Polski i krajów nadbałtyckich, potem grzeją ławę np. na Ukrainie albo jadą prosto do Azji Centralnej). W każdym razie sentyment do Warszawy u chłopaków, otworzył nam drogę do weselicha.

Zaczęło się od tego, że jeszcze pod gmachem „Peterhofu” wynajęte do ślubu mercedesy jeździły naokoło stojącej pary młodej. Okrążeń robi się 7, bo to szczęśliwa liczba. Zresztą podobnie było z daniami w kramikach, które mogliśmy degustować. Wystawiano po 7 dań na literę „S” i po 7 dań na literę „SZ” - wszystko to ma symbolizować szczęście i dostatek.

Następnie przejechaliśmy czym prędzej w 12 osób kombiakiem na osób 5 do małego „posiołka” całkiem już blisko tzw. Morza Tadżyckiego, czyli sztucznego zbiornika wodnego Kairokkum na rzece Syr Darya. Najpierw przywitał nas czerwony dywan i korytarz stworzony przez mężczyzn z karnajami (podłużne trąbki). Na widok pary młodej zadęto w karnaje a część panów zaczęło tańczyć i głośno pokrzykiwać. To był dopiero początek.

Mogliśmy się spodziewać, że oprócz pary młodej również i my zostaniemy gwiazdami wieczoru. Na weselu tańczy, rozgrzewa atmosferę i osładza parze młodej stresy dnia tylko część męska gości (kobiety nie uczestniczą w tym od początku, część z nich tańczyła nieco później, ale dominowali kolesie). Nie było rady i przetańczyłem z panami całe popołudnie, co było o tyle skomplikowane, że podnieśli oni nieźle poziom samego tańca jak i wytrzymałości nóg. Nie było miejsca na jakieś tam podrygiwania (ja miałem taryfę ulgową). Miało być szybko i energicznie. Kolesie dali radę. Potem przemówienia, od których nie udało się nam wymigać i powrót do tańca.

Weselicho muzułmańskie i niby bardzo tradycyjne, ale w naszym (męskim) narożniku wino i browar latały pod stołem od ręki do ręki. No, ale wszyscy tamtejsi faceci pracowali od 2-5 lat w Niemczech albo Rosji, więc i z alkiem musieli mieć styczność, żeby miejscowym kumplom nie podpadać :)

To jednak wciąż nie koniec. Za 2 dni, czyli 23 marca, odbędzie się kok boru, czyli gry i zabawy z odrobinką adrenaliny, potu i kurzu oraz obowiązkowego baraniego korpusu. Nie wiemy wciąż gdzie to się odbędzie, jednak jeden z kumpli pana młodego zaoferował pomoc w określeniu miejsca i, jeśli zajdzie potrzeba, w dotarciu tam.

Garść nowych emocji wciąż przed nami. Dorota już zaciera ręce! :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
agrafkaisznurek
agrafka i sznurek
Dorota i Bartek
zwiedzili 17% świata (34 państwa)
Zasoby: 489 wpisów489 86 komentarzy86 801 zdjęć801 1 plik multimedialny1
 
Nasze podróżewięcej
09.03.2023 - 28.03.2023
 
 
30.04.2022 - 08.05.2022
 
 
01.09.2020 - 01.09.2020