Bieżący tydzień to jedno pasmo porażek. Niby dogadujemy się na spotkanie, a ostatecznie wygląda to tak, że przyjeżdżamy, stoimy pod płotem przez dwie godziny a tam nie ma nikogo. Za nami już trzy tego rodzaju podejścia. Po trzecim złożyliśmy broń i postanowiliśmy zalać smutek krótkim wyskokiem poza Osz. Uczymy się pokory jak nigdy wcześniej :)
Nigdy wcześniej nie byliśmy w Aravan, więc postanowiliśmy to zmienić. Poza tym miasto jest położone tuż pod Oszem (ok. 25 kilometrów), a zatem blisko i bez problemów z transportem. Wystarczy łapać np. w okolicach Filharmonii wszystko co jedzie w kierunku "bazaru zachodniego" tzw. ZAPADNYJ. Dojeżdżamy do wielkiego ronda i przechodzimy na drugą stronę. Tam zatrzymują się marszrutki 306 oraz 385, które prują do samego Aravana.
Mieliśmy trochę szczęścia i złapaliśmy stopa do samego Aravan, a kierowca zaproponował nam również podwózkę powrotną do Osza. Dogadaliśmy się co do godziny powrotnej i wysiedliśmy kawałek przed miastem, tuż obok szpitala.
Naszym celem była góra Tyszyk-Tasz (ok. 1000 m.n.p.m), która podobnie jak góra Sulejmana w Osz jest miejscem świętym. Poza tym mieliśmy u jej podnóża znaleźć petroglify. Cele zatem dwa. Widoczki ze szczytu i malunki naskalne.
W odległości kilkuset metrów za wspomnianym szpitalem, po prawej stronie, znajduje brama (a tuż przed bramą punkt wymiany oleju napędowego). Należy skręcić w bramę i kierować się do meczetu. Na terenie meczetu zapytaliśmy o petroglify 79letniego ale wciąż dziarskiego pana, prawdopodobnie jednego z reprezentantów Starszyzny mahalli, który od razu pokazał, w którym kierunku należy spojrzeć aby malunek dostrzec.
Za meczetem znajdziemy ścieżkę do wygodnego wejścia na górę. Mijamy biały budynek (zapomniałem sprawdzić czy to szpital czy szkoła) a dalej za punktem medycznym i drobnym śmieciowiskiem wije się już ku górze ścieżka usłana bobkami i wydeptana przez owcze kopytka.
A już od poniedziałku kolejne próby doprowadzenia do spotkania ze Starszyzną mahalli.