Z jednak dojechaliśmy bez większego problemu. Nasza średnia czekania na samochód nie przekraczała 5 minut. Coś wspaniałego. Oby fart nie opuścił nas w Laosie i później w Chinach, bo do Kirgistanu wciąż pozostaje kilka tysięcy kilometrów :)
Droga z Chonburi do granicy laotańskiej przy Nong Khai to raj dla autostopowiczów. Nie można narzekać na brak samochodów, ale w żadnym razie nie jest tłoczno. Jak już dostaniemy się do drogi nr 331, lecimy cały czas na północ. Bardziej newralgiczny węzeł to miasto Nathon Ratchasima, bo tam przeplata się kilka dróg i tam należy przeskoczyć na drogę nr 2, którą dojedziemy prosto do Wientian.
Droga ma w zasadzie na wszystkich odcinkach dwa pasy, miejscami jest przebudowywana, ale nie przeszkadza to w ruchu. Pobocze szerokie i spokojnie można znaleźć cień lub budki po kramikach na wypoczynek. Do tego co i rusz jest jakaś stacja benzynowa, a te jak przystało na Tajlandię (a szczególnie Malezję!!!) oferują nam dosłownie wszystko, czyli dystrybutory z paliwem, sklepy, a często również supermarket lub 7Eleven, jedzeniownie i kawiarnię z wi-fi. Jeśli dostaniecie się na stację benzynową kolejny autostop jest gwarantowany i to w krótkim czasie.
Teraz, w październiku, bliżej Laosu, słońce zaczyna zachodzić po godzinie 17:00. Do ok 17:50 jest szarówka i ostatnie promienie słońca. Po 18:00 czarna dupa i to jest prawdopodobnie koniec autostopowania (no chyba, że jesteście na stacji benzynowej).
Dzisiaj festiwal full moon, więc i hotele wyprzedane. Przyjdzie nam spać najdrożej od kilku miesięcy, czyli za 800 bahtów (ok. 80 PLN). Normalnie spokojnie są pokoje po 300-500 bahtów. Jedzenie na ulicy ma normalną cenę, czyli 30-40 bahtów za porcję klusek lub ryżu.