Trzeba sobie jakoś radzić z porażkami. Mieliśmy nagrane kilka spotkań z rodzinami mniejszości kirgiskiej - Dunganami z Karakola. Społeczność skomplikowana tak historycznie, jak i etnicznie, bo mamy do czynienia z korzeniami chińskimi oraz arabskimi. Dunganie osiedlili się pod koniec XIX wieku w rejonie Siedmiorzecza, co było ucieczką przed represjami po nieudanym powstaniu Ujgurow w prowincji Xinjiang oraz Mandżurii. Tutaj osiedli i zasymilowali się z miejscowymi Kirgizami (albo Kazachami, jeśli mowa o stronie kazachskiej). Zachowali jednak odrębność języka, obyczajów a nawet kuchni, która zresztą nad Issykulem cieszy się dużą popularnością wśród miejscowych. Dunganie bowiem, jako potomkowie chińskich rolników, posiadają większą od Kirgizów cierpliwość do ziemi i jej płodów. Stąd też na miejscowym bazarze w Karakolu większość warzywniaków prowadzą Dunganie.
Chcieliśmy o tym oraz o wielu innych aspektach ich życia oraz różnicach między Dunganami a rodowitymi Kirgizami porozmawiać, kręcąc się tu i tam. Szczęśliwie dostaliśmy kontakt do dungańskich rodzin. Dzień i godzina ustalone. Nawet obiad podobno nastawili na nasze przyjęcie...
Okazało się jednak, że wszystko to zorganizowały kobiety, żony znaczy, które wykazały wielką otwartość i chęć na rozmowę. Jak przyszło do zgody ze strony mężów, spotkania odwołano. Ach ci tutejsi mężowie, mężczyźni, mużyki :)
Porażkę utopiliśmy zatem w gorącym źródle, po drugiej stronie jeziora Issykkul, jakieś 70 kilometrów od Przewalska.