No i dwa lata stuknęły nie wiadomo kiedy. Szampanskoe kyrgyzskoe na tę okoliczność ściągnęliśmy z półki sklepowej i odwiedziliśmy kanion bajkę.
Kanion znajduje się na południowym brzegu jeziora Issyk-kul, przy trasie z Bałykczy do Karakola. My dotarliśmy tam od strony Karakola autostopem. Można też łapać marszrutki.
Cenę za przejazd marszrutką lub z kierowcą prywatnym dość łatwo wyliczyć, dzieląc koszt przejazdu z Biszkeku do Kyzyl-suu lub z Biszkeku do Karakola przez ilość kilometrów jakie będziemy mieć do przejechania z naszego punktu wyjazdu do skrętu na kanion. W pierwszym przypadku koszt przejazdu to 350 somów, w drugim 300 somów za osobę. Czyli traktujemy te kwoty jak wyjściowe i płacimy proporcjonalnie mniej :) Kierowcy nie prosili od nas więcej pieniędzy niż sami sobie wyliczyliśmy na tej zasadzie.
Od Karakola musimy dojechać do wsi Tosor i wysiąść około 4 kilometry za tą wsią. Wysiadamy przy brązowej tablicy z informacją o kanionie w języku rosyjskim i angielskim. Tablica będzie po naszej prawej stronie (zanim dojedziemy do samej tablicy, miniemy monument poświęcony walczącym kirgizom - możemy go potraktować jako sygnał do przygotowania się do wyjścia, też jest po prawej stronie).
Na przeciwko tablicy, po drugiej stronie szosy, jest droga szutrowa. Na "widelcu" kierujemy w prawo i idziemy prosto, aż do kasy biletowej (zielony barak + szlaban pośrodku dupy). Koszt podobno 50 somów za osobę, ale wszystko wskazuje na to, że do końca maja kasa wciąż nie działa. W każdym razie my za wstęp nie zapłaciliśmy, bo nie było komu.
Dalej kierujemy się przed siebie i po jakichś 25-30 minutach dochodzimy do klepiska parkingowego i to już jest ta najciekawsza część kanionu. Można chodzić i wspinać się samopas, ale uważajcie bo to wszystko się osuwa, więc łatwo o zaliczenie gleby.
ps. jeśli tuż przed naszym przyjazdem padał deszcz, możemy darować sobie tego dnia kanion. Będzie po prostu zbyt niebezpiecznie, żeby chodzić po graniach i zboczach (a o to chodzenie trochę w tym kanionie chodzi :D ).