JSC "Rakhat" odwiedziliśmy tuż po 14:00 bez wcześniejszej zapowiedzi. Nie udało się nam wejść do środka, bo to wiąże się ze zbyt długim czekaniem na tzw. propusk. Procedura, pozwolenia i ogólna papierologia może się przeciągnąć nawet do długich tygodniami. My mieliśmy 2 godziny na wizytę w fabryce, zakup czekoladek i powrót do hostelu.
Zapowiadało się, że nic z tego nie wyjdzie. Do środka wejść nie można a jedyna osobą, którą mogliśmy pociągnąć za język to pani zawiadująca garderobą. Od słowa do słowa, okazało się, że osoba od "propusków" jest na przerwie obiadowej i nie wiadomo kiedy wróci, a poza tym nie mamy co tracić czasu, bo i tak nikt z nami nie porozmawia bez wcześniejszej zapowiedzi.
Nie zraziliśmy się i podpytaliśmy czy możemy posiedzieć i poczekać. Po 30 minutach pani od "propusków" wróciła i z miejsca oznajmiła, że nie od niej zależy a w ogóle to nie ona jest osobą, którą w ogóle o coś takiego możemy pytać.
Zaczynało się robić "Miś"owato. Po chwili jednak otrzymaliśmy numer do jednego z działów. I tak zaczęliśmy wspinaczkę po telefonicznej drabince, zaczynając od pracowników szeregowych z działów, a kończąc na osobach pełniących funkcje kierownicze.
Dostaliśmy 10 minut na rozmowę z pracownikiem odpowiadającym za produkcję czekolady. Tylko dziesięć ale i aż dziesięć! :)
Jesteśmy bardziej niż zadowoleni, bo nikt nie zrzucił nas na drzewo :)